Pewnego zimowego poranka wybrałam się do mojego ulubionego sklepu "Świata Haftu". Miałam zamiar dokupić brakujące kordonki, gdyż akurat dostałam weny szydełkowej. Wybrałam; tak i owszem białe moteczki, trafiły się też i kolory. Już miałam pożegnać się, gdy zauważyłam karteczkę wiszącą na drzwiach "KURS FRYWOLITKOWY".
Hm... pomyślałam, nic tak naprawdę nie wiem o tej frywolitce.
Hm... kurs dzisiaj popołudniu...może się skuszę.
I tak o to, spontanicznie znalazłam się na kursie frywolitki.
Dwie godziny próbowałam pojąć o co w tym wszystkim chodzi. Kłębiły mi się w głowie myśli : co ja tu robię? chyba nie nadaję się do tej techniki:( czółenko? po co mi to?).
Późnij jednak przyszło olśnienie i dziś mogę stwierdzić, że etap dla początkujących mam już za sobą.
Oto moje pierwsze frywolitkowe wstążeczki i dodatki:
Cudne koronki! Ja też mam w planach naukę frywolitki. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTo coś co Mysia bardzo lubi, ale nie ma o tym zielonego pojęcia ;o) Piękne ;o)
OdpowiedzUsuńO jejku jakie śliczne, marzą mi się takie, ale jakoś wiary brak aby podjąć próby...
OdpowiedzUsuń