Pomimo, że każda chwila radości trwa niezmiernie krótko
- później znika -
zawsze jednak zostawia za sobą trwałą nadzieję i jeszcze trwalsze wspomnienia...

środa, 1 czerwca 2011

Dla Leny

i się urodziło maleństwo...
Od miesiąca wiedziałam, że czeka mnie hafcik "metryczkowy", ale zawsze było coś innego, równie ważnego do zrobienia. Aż tu w najmniej oczekiwanym momencie przychodzi sms: "Lenka 3350g 54cm 15:10 godz "
Oho -  pomyślałam, teraz już nie mam wyjścia, dziś zaczynam hafcik. Ale jak to w takich sytuacjach bywa wszystko obróciło się przeciwko mnie. Chciałam szybciutko po pracy wrócić  do domku, podlać w ogródeczku, bo susza przeogromna, coś przekąsić, pomalować schody (bo trwa remont) i usiąść spokojnie do niteczek. Strategia była przygotowana, wszystko skrupulatnie wyliczone czasowo i niestety tylko na planach się skończyło.
Do pracy przyjechał synuś, "...bo przecież Dzień Dziecka i może poszlibyśmy do Centrum Handlowego mamo??? Zresztą przecież tak się umawialiśmy..."
Nie miałam wyboru, skoro tak się umawiałam. Powrót przedłużył się o ładne dwie godziny. Bynajmniej miło czas spędziliśmy. A potem biegusiem ... szybko wąż do podlewania, kiełbacha do ręki jako przekąska i odpalamy wodę... a tu nic .... bez węża leci, po podłączeniu cisza. I sprawdzam czy może coś się zapchało, czy może coś nie tak podłączyłam, ale nie, wszystko pasuje, więc o co chodzi???? Wyłapałam sąsiada z korytarza, może on coś będzie wiedział na ten temat. Faceci w tych sprawach są bezbłędni. Oczywiście wąż był skręcony, uśmiechnęłam się tylko głupawo i cóż do dzieła.
"Dobrze synu" - krzyczę "odpalamy". Noi odpaliliśmy, tak że pistolet wystrzelił do góry a cała woda zamiast na kwiaty poleciała na Nas. Cała przemoczona,zawzięcie podlewałam a woda rozbryzgiwała się na wszystkie strony. Kwiaty rzecz święta muszą być podlane.
Ok. pomyślałam teraz tylko kawałek malowanka i już już będę mogła podziubać w niteczkach. Wbiłam się na ową klatkę, sąsiad dzielnie działał i tylko mnie brakowało do zgranej ekipy. Poprzestawiałam puszki, przygotowałam stanowisko pracy i ..... i na tym się skończyło, bo przecież jest za duszno, a i ciemno się robi to tak dobrze nie pokryję farbą, a i weny twórczej brak. Na głos stwierdziłam, że chyba lepiej będzie, jak jutro to zrobię. Otrzymałam pozwolenie na powrót do domu i jak dziciaczek posłusznie zamknęłam za sobą drzwi. Ufff nareszcie. No to zaczynamy. Jeszcze tylko okienko uchylę, bo naprawdę gorąco i mam czas tylko dla siebie. Okienko uchyliłam łamiąc przy okazji klamkę. Z komarami, ćmami i wszystkimi innymi stworzeniami nocnymi zaczęłam haftować metryczkę.





Na dzisiejszy wieczór też mam strategiczny plan: kupić klamkę, zatrzask do węża i pomalować schody. Na myśl o metryczce tylko wzdycham.
Pozdrawiam wszystkich bywalców i dziękuję za komentarze.

14 komentarzy:

  1. Plany planami a życie toczy się dalej:))) Metryczka zapowiada się przeuroczo:)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za wizytę i za udział w moim candy :) Piękne hafty tworzysz, pozdrawiam i życzę wszystkiego najlepszego dla synka z okazji jutrzejszych urodzin :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Twoje niteczki są słodziutkie

    OdpowiedzUsuń
  4. Zawsze planuję, ale nigdy plany mi nie wychodzą. A metryczka już się ładnie zapowiada:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wesoło u Ciebie :)
    Ja tez cały czas tęsknię za moja metryczka...
    a Twojej jestem bardzo ciekawa :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzień pełen wrażeń. Czasami też mam takie niespodzianki, ale wieczorem siadam i się uśmiecham, bo lubię to moje życie;) A metryczka będzie prześliczna.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja wiem jaka to będzie metryczka ;o) Czekam na kolejne odsłony, zwłaszcza na misia ;o)

    OdpowiedzUsuń
  8. Metryczka już mi się podoba , więc życzę czasu do wyszywania, bym mogła ją szybko obejrzeć!

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja tez kojarze ta metryczke :) powodzenia w haftowaniu :) swoja droga Lenka to sliczne imie :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Witaj! ja też nigdy nie mogę niczego zaplanować, bo życie pisze swój scenariusz, ale przynajmniej nie ma monotonii...
    Metryczka - podejrzewam, że będzie urocza, bo piękne rzeczy wyszywasz!
    Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  11. Żeby tak ktoś łaskawy dorzucił trochę czasu do zegara, to i dzieci i kwiaty byłyby ogarnięte, a i remonty dałoby się załatwić...a po wszystkim relax z iglą :) Cóż, pozostaje walka z cieniem po zmroku, ale efekty i tak są super :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. Mam ten sam problem - ciągły brak czasu, a jak już sobie cwano wszystko zorganizuję i wydaje się, że nic źle pójść nie może, a co najważniejsze, że się ze wszystkim wyrobię to zawsze się coś spierniczy !!!
    Swoją drogą metryczka zapowiada się całkiem fajnie:)
    Powodzenia ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Kochanie jak to czytałam to się tylko uśmiechałam. Tak to bywa w życiu i nie tylko u Ciebie. Wiem. To nie pociesza :) Co do drukowania na tkaninie. Rzecz bardzo prosta. Bierzesz materiał (najlepiej bawełniany - w każdym razie ja na takich działam) wielkości kartki A4, kartkę i taśmę dwustronną. Kartkę obklejasz taśmą dwustronną na wszystkich bokach i kilka razy na środku. Potem zrywasz paseczki i naklejasz materiał uważając by był równiutko przyklejony ale nie naciągał kartki. Wkładasz do drukarki i drukujesz wzór. Zrywasz materiał z kartki i voila. Jeśli to ma być coś co nie będzie prane, to na tym można skończyć działalność. Jeśli to miałaby być np. poszewka na podusię, to jeszcze zabezpieczamy wydruk medium do decoupage na tkaninie. Acha. Dobra rada: najlepiej jak drukujesz na laserówce. Atramentowy wydruk może się rozmazać w zetknięciu z medium lub wodą.

    OdpowiedzUsuń